Najlepsze zabawki, których nie musisz kupować, a znajdziesz je w każdym domu!

Wydawałoby się, że najlepsze zabawki to te najdroższe. Nic bardziej mylnego. Czasami dziecku do szczęścia i zabawy wystarczy coś, co macie w swoich szufladach (nie tylko kuchennych). Co więcej, przedmioty te stają się ulubionymi zabawkami Twojego dziecka na dłużej, a piłki, klocki i książeczki muszą godnie poczekać na swoją kolej.



Nie ma znaczenia czy drewniane, czy plastikowe, ważne że można nimi mieszać. Wszelkie łopatki, łyżki i nabierki wyjęte z kuchennej szuflady to jeden z naszych hitów! To nic że teraz nie mam czym zamieszać w garnku, czy patelni, ważne że dziecko jest szczęśliwe :D.



Ta najzwyklejsza metalowa puszka miała mieć inne przeznaczenie, ale nim się spostrzegłam przejął ją aSYNstent. W połączeniu w powyższymi łyżkami bawi się nią na trzy sposoby. Miesza w niej tak intensywnie, by zupa się nie przypaliła lub po obróceniu do góry dnem zamienia w blaszany bębenek, a czasami zamyka w środku swoje skarby i robi grzechotkę.



Kolejnym hitem jest czerwona latarka z Ikei. Korbka na dynamo robi swoje, bo kręci się, kręci  i jeszcze raz kręci, wydając przy tym ciekawy szum.



Do tego kilka plastikowych, bardzo kolorowych pojemniczków kuchennych i drewniane kieliszki do jajekA i ostatnio do grona ulubieńców dołączył pusty "ketchup". Być może ma takie wzięcie z racji gorącej pogody, bo możliwość naduszania i dmuchania nie tylko sprawia frajdę, ale i nieco chłodzi :D.



Zabawki te zdecydowanie nie są na 5 minut - u nas królują już od dłuższego czasu.









Kto mi wytłumaczy ten fenomen? Że w dobie szeroko rozwiniętego marketingu zabawkowego latarka i nabierka wygrywa z plastikowym samochodem?

A czym się bawią Wasze maluchy?


3 komentarze:

  1. Mój siostrzeniec zawsze najchętniej bawił się babcinymi garnkami :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Mojej też daję drewniane łyżki i plastikowe pojemniki, a ostatnio nawet woreczki ryżu ją zajęły na dłużej :) Pewnie gdyby mogła, to cały dzień tłukła by garami - tylko że moje uszy i podłoga mogą tego nie wytrzymać :)

    OdpowiedzUsuń
  3. U nas też garnki i łyżki były hitem. Dodatkowo mama musiała otwierać tak szeroko buzię, że cała drewniana łycha musiała wejść do środka :p Po czym znów lądowała w garze i mieszała zupę na niby.

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za odwiedziny bloga, będzie mi miło gdy skomentujesz :)

Copyright © 2016 MAŁA RZECZ A CIESZY , Blogger