Dzisiaj to mój mąż przejął klawiaturę i postanowił napisać coś od siebie na łamach bloga. Zapraszam :).
Na "nieszczęście" mojej żony mam hobby! Większość z was pomyśli sobie – to świetnie, o ile nie jest to picie złocistego trunku. No nie do końca tak jest, bo to hobby rowerowe... czyli czasochłonne hobby!
Na "nieszczęście" mojej żony mam hobby! Większość z was pomyśli sobie – to świetnie, o ile nie jest to picie złocistego trunku. No nie do końca tak jest, bo to hobby rowerowe... czyli czasochłonne hobby!
Przed ślubem chodziłem czasem pobiegać, ale raptem na godzinkę. A teraz dziecko ma prawie 3 latka a ja oznajmiam, że chcę wyjść z kolegami! Na ile? Na 3-5 godzin, co jednak może się przedłużyć. Ale zaczęły się też wyścigi i trzeba by się trochę przygotować – dodatkowo z 3 razy w tygodniu po ok. 2 godziny. Do tego w dzień pewnie całego dnia nie będzie mnie w domu, choć taka impreza niby nie daleko, bo ok. 70 km od Poznania.
Muszę więc przyznać, że nie ułatwiam życia mojej żonie, szczególnie gdy mamy dziecko... Wiadomo hobby – choć ja wolę użyć słowa pasja - jest czymś dobrym, pozwala wyrwać się z szarej rzeczywistości. Muszę przyznać, że po „uprawianiu pasji” jestem szczęśliwy, uśmiechnięty. To tak jakby dziecku dać lizaka :).
Ale wracając na ziemię – mieliśmy wzorcowy konflikt interesów o to, co jest nie do kupienia, czyli czas. I zaczęło się przeciągane struny raz w jedną, raz w drugą stronę. Oczywiście merytorycznej rozmowy było tyle samo, co emocji – ot proza codzienności powie sporo z nas. Ale na szczęście zaczęliśmy rozmawiać i doszliśmy do konsensusu:
• Długie wyjście na rower raz na 3 tygodnie
• Krótsze mogą być częściej
• Nie będę jeździł "jak dzik"
• Mogę jeździć na wyścigi, o ile nie będę szarżował
Plan ogólnie wydaje się prosty – z wykonaniem, jak w życiu, różnie bywa. Wiadomo, że jak pada deszcz czy śnieg, to nie wychodzę na rower. Ale później w cieplejszym czasie chcę to nadrobić. Czasami zachęcam wręcz żonę do wyjść z koleżankami, by nasz wolny czas był po równo, ale ona póki co nie chce z tego korzystać. Choć niekiedy zapisze się np. na całodniowe spotkanie blogerek i wtedy chętnie ja zajmuję się synkiem, aby moje hobby nie dominowało w naszym indywidualnym, wolnym czasie.
A Wasi mężowie (bo zakładam, że jest tu więcej kobiet) mają swoje hobby? Ingeruje ono bardzo w Wasze relacje?
Nie ingeruje. Z racji tego, że mąż jak jest w domu to więcej czasu spędza z córką, gdyż ona mu żyć nie daje. Sama wypycham go, by wyszedł pobiegać. On akurat woli biegać, na rowerze i rolkach jeżdżę Ja :)
OdpowiedzUsuń